niedziela, 22 marca 2015

O mnie


...ojciec, mąż, basista, entuzjasta zdrowego trybu życia, żarłok, ale przede wszystkim straszny leń.
Na co dzień jestem pracownikiem działu IT, gdzie głównym moim zajęciem jest użeranie się z pracownikami firmy. Najlepsi zawsze są ci, którzy wzywają mnie pilnie, a gdy się pojawię, oznajmiają mi, że nie działa, a nie działa, bo okazuje się, że ktoś zasilanie odłączył, bo przecież telefon mu się rozładował i nie miał gdzie ładowarki podłączyć. Na szczęście po 8 godzinach spędzanych w firmie od poniedziałku do piątku wracam do domu.
Tutaj nie jestem stereotypowym mężem. Mimo, że moje lenistwo często daje się we znaki i w mojej, a szczególnie w opinii Zołzy, nasz potomek zwany dalej Edim, za dużo czasu spędza przy tablecie, uwielbiam spędzać z nim czas. Nie mam tu na myśli jedynie zabawy samochodami, czy wspólnego oglądania bajek, choć miło jest czasem położyć się obok niego i odpocząć gapiąc się na coś. Staram się z nim robić maksymalnie dużo, zaczynając od wspólnego lepienia ciasteczek, czy kulek ciasta na pizzę, po zabawki recykling-owe. Mamy z tego niesamowitą radość, a i często samą Zołzę do wspólnych zabaw uda nam się wyciągnąć.
Poza naszą trójką, mieszkają sobie z nami kundlica Kalimba, królik Miziaty, w akwarium pływają sobie rybki, a wraz z Zołzą otrzymałem w pakiecie jeszcze jej kota Sol, ktorej nie znoszę (zresztą za samymi kotami nigdy nie przepadałem) z wzajemnością.
I tak szczęśliwie żyjemy sobie w takim zgiełku.
Odskocznią moją od pracy i domu jest zespół muzyczny. Nie jest to dla mnie (jeszcze :) ) zajęcie zarobkowe, ale dwa razy w tygodniu mam czas dla siebie, gdy spotykamy się na sali prób, aby heavy metalowo głośno spędzić czas. W tym przedsięwzięciu również mam duże wsparcie u Zołzy, zresztą tak samo u Ediego. Oboje lubią głośną metalową muzykę. Oboje też są fanami dumnej, młodej i prącej powoli do przodu kapeli Lux Perpetua, a ja osobiście czekam dni, kiedy Edi zacznie z nami biegać na moje koncerty.
Wracając jednak do tematyki samego bloga.
Zdrowy tryb życia podobał nam się zawsze. Jednak nie przykładaliśmy do tego zbytniej uwagi. Zmusiła nas do tego trochę sytuacja. Edi jest ofiarą choroby cywilizacyjnej, a mianowicie jest uczulony prawie na wszystko. Jako ludzie leniwi, którym na "10 garów" nie chciało się gotować, postanowiliśmy sami przekierunkować naszą dietę na to, co nieszkodliwe dla malucha i zdrowe przy okazji. W sumie spodobało nam się, poprawiło się nasze samopoczucie. Brnęliśmy w to do tego stopnia, że przestaliśmy palić tytoń (mniejszym naszym grzeszkiem jest poćmochywanie ciągle e-papierosa), pić kawę, ja zaczynam dzień od kilku podstawowych ćwiczeń, przy których często dzielnie wtóruje mi Edi. Sam przeszedłem na dietę wegetariańską i gdy tak idąc oglądam się za siebie, widzę jak Zołza ostro goni za mną po "zielonej ścieżce".
Następstwem jest to, że chętniej wstaję rano, nie pamiętam co znaczy leżeć w nocy w łóżku nie mogąc zasnąć, mam więcej cierpliwości, a w sytuacjach stresowych jestem zaskakująco dla samego siebie opanowany zewnętrznie i wewnętrznie.
Z zadowoleniem patrzymy jak nasze dziecko pilnuje siebie i nas czy oszczędzamy wodę i energię (czasem się zapomina gdy woda się leje, no ale jest tylko dzieckiem, a zabawa kroi się często w najmniej spodziewanych dla rodziców momentach), czy segreguje śmieci zastanawiając się czy w jakimś stopniu recyklingu nie da się zastosować w domu tworząc zabawki lub ciekawe ozdoby.


Blog będzie dla mnie ciekawym ćwiczeniem w celu zduszenia w sobie "słomianego zapału". Obym wytrwał w jego tworzeniu.

Miłego czytania i być może dyskusji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz