piątek, 27 marca 2015

Sok poranny

Od jakiegoś czasu z Zołzą nie wiemy co to jest poranna kawa. Idzie nam świetnie. Udało nam się zaprzestać jej picia praktycznie z dnia na dzień i stało się to absolutnie bezproblemowo. Na pewno przyczyniła się ku temu pora roku, bowiem ciężko byłoby odzwyczaić się od ciepłego napoju, gdyby za oknem witał nas mrozek. Słońce jednak i temperatury powyżej zera same z siebie dają niezłego kopa. Ważne przy tym jest też samo nastawienie. Trudno odzwyczaić się od czegoś, co się lubi, i czego wiemy, że by nam brakowało. U nas jednak decyzja zapadła jakoś naturalnie, tak samo jak przy zaprzestaniu palenia papierosów.
Wracając jednak do tematu, pobudzenie z rana jest fajne i działa niczym sportowa skrzynia biegów w samochodach - pozwala szybciej nabierać prędkości. Tu świetnie sprawdziły się soki owocowe.
Tak więc któregoś dnia rano wstałem i pomyślałem "a czemu nie". Przekroiłem trzy jabłka, wykroiłem z nich gniazda nasienne, wrzuciłem do Thermomixa (urządzenie niesamowicie wygodne, ale blender kuchenny, robot czy jakiekolwiek inne ustrojstwo robiące miazgę z tego czego się dotknie na pewno da sobie radę) i zblendowałem na papkę. Dolałem do tego około 700ml wody i jeszcze raz zmiksowałem. Następnie wziąłem sito, wyłożyłem je tetrą i przecedziłem soczek do miski. Wyszedł genialny, rzadki jak woda, słodki niesamowicie od jabłek. Kiedyś już w ten sam sposób soki robiłem, ale dosładzałem; sam nie rozumiem teraz po co. Pijemy je co rano, a jako że Zołza wychodzi do pracy jako pierwsza i załapuje się na jedną szklankę lub czasem nie zdąży wypić nawet jednej, dostaje w buteleczce do pracy. Co do ilości wody to wiadomo- zależy od tego jak intensywny chcemy mieć sok. My wolimy bardziej rozcieńczony. Szkoda natomiast jest produktów ubocznych, czyli całego miąższu z soku. Lubimy jednak napić się soku wodnistego, w którym nic nie pływa, dlatego cedzimy. Całość jednak nie idzie na zmarnowanie, bo każdego dnia mała porcja papki dostaje się Miziatemu.
Co do składników, to wszystkie chwyty dozwolone. U nas podstawą są zawsze jabłka. Do tego - co jest w domu. Czasem banan, czasem gruszka, kilka listków mięty, raz dałem odrobinę cynamonu i kardamonu, i też wyszedł dobrze. Tak więc, co nam smakuje. Sam osobiście czekam na świeże arbuzy, których sok być może sprawdzi się lepiej od wody. Ale opiszę, gdy sprawdzę. Dla dodatkowej odporności czasem soczek robimy z dodatkiem wody brzozowej, o której wartościowych właściwościach masa jest informacji u wujka googla. Nie wiem, jak sobie poradzi taka woda z butelek ze sklepu (nie wspominam tu o kosmicznej cenie tej wody, szczególnie że jej pozyskiwanie jest może i powolne, ale kosztuje jedynie odrobinę pracy, za którą jestem bardzo wdzięczny mojemu tacie, bo skrupulatnie zbiera dla nas owe życiodajne soki z najpiękniejszych drzew zaraz po bukach i jesionach).
W taki sposób co rano dostajemy solidną porcję błonnika, witamin, orzeźwienia i pewnie jeszcze masy innych rzeczy. Czy pobudza to tak samo szybko jak kawa? Nie. Na pewno trzyma cały dzień, co w porównaniu z półgodzinnym kopem po kawie wypada rewelacyjnie. Największym jednak plusem jest brak "zejścia". Kawę swojego czasu uwielbiałem, ale gdy kofeina była wydalana przez organizm i dopadało mnie ospanie, a z nim często ból głowy, nie było szans na przeżycie bez kolejnego kubka czarnej istoty. W bilansie wychodzi nam dwa do jednego dla soków. I o ile nie ma nic złego w kubku porannej kawy, bo i na zdrowie nie zaszkodzi w normalnych ilościach, to brak owego "zejścia", o jakim wspomniałem, sprawia, że jeszcze ani razu za kawą nie zatęskniłem, choć raz zdarzyło mi się u rodziców dla towarzystwa małą czarną wypić.
Samo przygotowanie porannego soczku też nie jest zbyt czasochłonne, więc wszystkim serdecznie polecam, jeśli nie zamiast kawy, to jako dodatek po kawie przed wyjściem z domu. Jestem prawie pewien, że zawiedzionych nie będzie.


Prezentowany na zdjęciu soczek składa się z dwóch dużych jabłek i dwóch małych marchewek. Oczywiście rozwodniony :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz