niedziela, 26 lipca 2015

Pasztet z fasoli nieco na słodko.



 Pasztet z fasoli. Ameryki tu raczej nie odkryłem. Podzielę się natomiast tym co mi przypadkiem w sumie wyszło
. Robiąc go, a dokładnie dodając kolejne składniki, byłem lekko przerażony. Ale gdy napaliłem się, że pasztet będzie z żurawiną, to miał z nią być. Problem pojawił się, gdy przewaliłem kuchnię do góry nogami, a żurawiny ani jednego owocu. Ogarnięty pasztetowym szałem złapałem za rodzynki, i gdy już się znalazły na patelni dopadł mnie refleksja co z tego będzie. Co wyszło widać na zdjęciach. Jak smakowało? Według mnie było genialne. Edi z uśmiechem na ustach opędzlował 3 kanapki. Zołza również zareagowała z aprobatą. Czy robili dobrą minę do złej gry? Nie sądzę, bo słoik pasztetu znikną zanim padło pytanie: "ciekawe na ile wystarczy?" :)

A więc do dzieła:

Cebule najpierw zsiekałem w kostkę. Nie musi być super drobna, bowiem wszystko i tak na koniec pójdzie na miazgę. Podobnie z czosnkiem. Na patelni rozgrzałem trochę oleju, do którego trafiły cebula i czosnek. W między czasie daktyle i rodzynki lekko pociachałem nożem. Gdy cebulka i czosnek ładnie się zeszkliły a zapach się zrobił nieziemski (chyba jestem nienormalny, może zboczony ;) ale kocham ten zapach) dorzuciłem owoce. Po dość krótkim czasie dałem dwie łyżki octu jabłkowego i sos sojowy. Wyparowały dość szybko ale zostawiły po sobie super aromacik. Następnie wyłączyłem ogień i pozostawiłem do wystudzenia.
Gdy patelnia z zawartością ostygły,wypłukałem fasolę z zalewy, która dalej trafiła do Thermomixa. Blender spokojnie z tym pasztetem też by sobie poradził. Dodałem cebulkę z czosnkiem, daktylami i rodzynkami. W trakcie miksowania zdecydowałem dolać jeszcze oleju, aby nie był pasztet za suchy. Zresztą od pewnego czasu nie jem masła celem eliminacji tłuszczy utwardzonych, to i odrobina oleju nie zaszkodzi. Przyprawy dodawałem  podczas mieszania, aby nie przegiąć. Moim zdaniem z solą trzeba uważać, natomiast pieprz jest w porządku i daje osłodko-lekko ostry smaczek. Odrobina natki pietruszki w sumie też nie zaszkodzi :)

Jak wcześniej napisałem pasztet wyszedł super. Nie wiem ile czau może stać w lodówce, na pewno u nas nie wytrzymał trzech dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz